Nie wszystko złoto, co się świeci, ale spojrzeć w głąb siebie warto


To, co w tej chwili czytasz, jest de facto wytworem ponad pięciu lat mojej wzmożonej pracy nad własnym ego i fizycznym samopoczuciem. Przełomem był rozwód jako manifest  niezgody na dalsze życie wbrew moim esencjonalnym wartościom. Choć utraciłam męża, który już od kilku dobrych lat i tak znikał z naszego związku, spotkałam znowu siebie. Nie było fajerwerków, tylko stopniowa konfrontacja ze sobą, która trwa aż do dziś. Całe ten proces przypomina przyzwyczajanie wzroku do widzenia w ciemności, nie zawsze trafiamy na pełnię księżyca i bezchmurne niebo. Z czasem jednak widzimy coraz więcej i więcej. Celowo zrezygnowałam tu z przytaczania motywu platońskiej jaskini, ponieważ uważam, że nie doznałam żadnego oświecenia. W czasie tej drogi ze skomasowaną uwagą zaczęłam zgłębiać to, co rzeczywiście interesowało mnie już od dawna: ziołolecznictwo, wpływ jedzenia na naszą psychikę, sposoby na lepsze doskonałe niedoskonałe życie i odkrywanie kim jestem jako kobieta.

Czy zmądrzałam?  Nie sądzę. Za to wiem, czego nie wiem. Ze zgrozą odkryłam również, że kiedy przebijałam szklane sufity, tak naprawdę tymi samymi odłamkami podcinałam sobie stopniowo żyły.  Można inaczej. Niekiedy warto wycofać się z maratonu na korzyść alternatywnych form zarobkowania. Zejść na chwilę ze sceny, żeby zaryzykować powrót w stosownym czasie. Czy schudłam? Raczej przybrałam, ale codziennie rano błogosławię ciało, które zamieszkuję i nie waham się sprawiać mu licznych przyjemności. Część z nich jest bardzo niezdrowa... to prawda. Nie mniej jednak, jak powiedziała pewna życiowa postać z Muminków: jeśli czegoś nie wolno, ale bardzo się chce, to można. Tylko potem warto temu ciało zadośćuczynić. Jak? Dowiesz się tego a posteriori na łamach mojego bloga. Nikt nie oczekuje od Ciebie, że będziesz szczupła, bez zmarszczek, zawsze uśmiechnięta  i generalnie fit z zielonym smoothie w dłoni. Warto, żebyś po prostu nie zapominała o sobie! 

Czy zbudowałam idealny związek? Zaczęłam od przyjaźni z samą sobą. Od tej pory konfiguracja otaczających mnie osób zmienia się jak w kalejdoskopie. Znika to, co nie służy. Każdy człowiek jest albo darem albo lekcją. Warto nauczyć się szybko lizać rany i nie zdzierać strupa za wcześnie. Ciężko jest zaakceptować uczuciowe porażki, ale jeszcze gorszą rzeczą jest godzić się na pasywną agresję, bycie pomijaną, niedowartościowaną lub żyć z rywalem, który nie potrafi zaakceptować Twoich sukcesów, choć momentami dźwigasz emocjonalnie jeszcze i jego, a może do tego ogarniasz dzieci, psa, jego Matkę...

Nie znajdziesz tu recepty na szybką przemianę z efektem wow ani neofickiego zachwyty nad skutecznością grzybów w zwalczaniu mgły mózgowej podkręcanej perimenopauzą (tak... istnieje). Jeśli zechcesz mi towarzyszyć, dowiesz się stopniowo, co możesz, ale wcale nie musisz uczynić, żeby było Ci lżej i na sercu i na duszy, a do tego skorzystało na tym Twoje ciało. 

Z czułością, 

A.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Badaj się, dziewczyno!

Pokrzywa pokrzywie nierówna